Zaczęło
się wraz z wielkim 35 litrowym
garem dojrzałej, soczystej i bardzo
słodkiej czerwonej porzeczki. W 2012 roku krzaczki tego wspaniałego owocu
obrodziły przecudnie.
Pojechaliśmy z M. w odwiedziny do rodziny mieszkającej na wsi. Przygraniczna część województwa podlaskiego. Kilka kilometrów na północ zaczyna się Biebrzański Park Narodowy.
Był sierpniowy, ciepły dzień. Słoneczko świeciło cudnie więc wyszliśmy do ogrodu. Zaraz przyszli sąsiedzi i zaczęły się rozmowy 'przy płocie', wymiany poglądów o pogodzie, żniwach, polityce, przetworach, chorobach, kto się narodził a kto odszedł w sen wieczysty. W trakcie tych deliberacyj okazało się że jedna z dalszych kuzynek 'siostry babci ze strony ciotecznego stryjka' ma problem z czerwoną porzeczką. A mianowicie jest jej tak dużo, że nie może sobie z nią poradzić a żal by to tak zgniło bez sensu. 'Chcecie trochę? To raz dwa i zbierać'. Oczy nam się zaświeciły na widok uginających się od owoców wspaniałych krzewów.
Zabraliśmy się do roboty wspomagani przez bratanków M. Komary cięły siarczyście a my uwijaliśmy się wokół krzaków pokrytych czerwonymi owocami. Na początku staraliśmy się zbierać od razu 'na czysto', bez szypułek i innych zielsk. Potem już leciało jak popadnie.Na koniec okazało się że mamy wiadra pełne owoców. My jak już wspomniałam wylądowaliśmy z 35 litrami tych wspaniałości.
Tego wieczoru zapach porzeczek unosił się w całym domu. Z sokownika kapał przepyszny sok, do tego w wielkim garnku gotował się kompot z porzeczki i jabłek, cudnie orzeźwiający. W gąsiorku już zaczynały się procesy winne. Galaretki z porzeczką stały w lodówce. Mimo tych herkulesowych wysiłków wciąż tony czerwonej porzeczki zalegały w kuchni mojej mamy. Powstał problem - co jeszcze?
Pojechaliśmy z M. w odwiedziny do rodziny mieszkającej na wsi. Przygraniczna część województwa podlaskiego. Kilka kilometrów na północ zaczyna się Biebrzański Park Narodowy.
Był sierpniowy, ciepły dzień. Słoneczko świeciło cudnie więc wyszliśmy do ogrodu. Zaraz przyszli sąsiedzi i zaczęły się rozmowy 'przy płocie', wymiany poglądów o pogodzie, żniwach, polityce, przetworach, chorobach, kto się narodził a kto odszedł w sen wieczysty. W trakcie tych deliberacyj okazało się że jedna z dalszych kuzynek 'siostry babci ze strony ciotecznego stryjka' ma problem z czerwoną porzeczką. A mianowicie jest jej tak dużo, że nie może sobie z nią poradzić a żal by to tak zgniło bez sensu. 'Chcecie trochę? To raz dwa i zbierać'. Oczy nam się zaświeciły na widok uginających się od owoców wspaniałych krzewów.
Zabraliśmy się do roboty wspomagani przez bratanków M. Komary cięły siarczyście a my uwijaliśmy się wokół krzaków pokrytych czerwonymi owocami. Na początku staraliśmy się zbierać od razu 'na czysto', bez szypułek i innych zielsk. Potem już leciało jak popadnie.Na koniec okazało się że mamy wiadra pełne owoców. My jak już wspomniałam wylądowaliśmy z 35 litrami tych wspaniałości.
Tego wieczoru zapach porzeczek unosił się w całym domu. Z sokownika kapał przepyszny sok, do tego w wielkim garnku gotował się kompot z porzeczki i jabłek, cudnie orzeźwiający. W gąsiorku już zaczynały się procesy winne. Galaretki z porzeczką stały w lodówce. Mimo tych herkulesowych wysiłków wciąż tony czerwonej porzeczki zalegały w kuchni mojej mamy. Powstał problem - co jeszcze?
Zrobiłam
więc likiero-nalewkę. Pierwszą w życiu.
Od dawna
byłam zafascynowana sztuką wytwarzania nalewek, jednak bardziej jako smakosz a
nie twórca. Nigdy wcześniej nie nastawiałam nalewki własnoręcznie. Oczywiście
pomagałam kiedyś w przesypywaniu owoców cukrem, natomiast nigdy nie byłam w
całości odpowiedzialna za końcowy produkt.
Ta nalewka to taki eksperyment alchemiczny. W domu moim rodzinnym nigdy nie robiło się nalewki lub likieru z porzeczki czerwonej. Po długich rodzinnych konsultacjach wniosek jeden - przesypać owoce cukrem i odczekać aż puszczą sok. Potem zalać wódką i czekać na rezultaty. Efekt końcowy przeszedł moje oczekiwania.
Ta nalewka to taki eksperyment alchemiczny. W domu moim rodzinnym nigdy nie robiło się nalewki lub likieru z porzeczki czerwonej. Po długich rodzinnych konsultacjach wniosek jeden - przesypać owoce cukrem i odczekać aż puszczą sok. Potem zalać wódką i czekać na rezultaty. Efekt końcowy przeszedł moje oczekiwania.
Likier jest
słodki lecz w żadnym wypadku mdły. Ma bardzo wyraźny, lekko cierpki smak
czerwonej porzeczki, który komponuje się ze słodyczą perfekcyjnie. Pachnie
latem i jest bardzo orzeźwiający. Likier
jest typowo 'kobiecy', lekki, o słabej mocy (niestety nie mam jeszcze
termometru by sprawdzić moc dokładnie). Jest bardzo przyjemny jako dodatek do
niedzielnego, popołudniowego ciasta. Perfekcyjny jako ukoronowanie spotkania z
przyjaciółkami przy kawie.Chociaż klarowanie zajęło mi mnóstwo czasu to było warto. Uzyskany płyn
ma wspaniały jasnoczerwony, lekko bursztynowy kolor. A oto
mój prosty przepis.
Likier z Czerwonej
Porzeczki
4 litry czerwonych porzeczek
2,5
litra wódki 40%
1 kg cukru
białego
- Porzeczki odszypułkować, przebrać i umyć pod bierzącą, zimną wodą.
- Przygotowane owoce przesypać cukrem, lekko uciskając. Odstawić w ciemne miejsce na kilka dni do czasu aż owoce puszczą sok a cukier rozpuści się. W tym czasie potrząsać słojem kilka razy dziennie. Ta operacja powinna zająć około 3 dni.
- Po upływie 3 dni całość zalać wódką.
- Pozostawić w ciemnym i chłodnym miejscu na 6-8 tygodni co jakiś czas potrząsając słojem.
- Owoce odcedzić. Pierwszy płyn odstawić. Owoce dobrze wycisnąć by uzyskać jak najwięcej dobroci. Oba płyny klarować oddzielnie a po sklarowaniu połączyć.
- Tak otrzymany likier rozlewać do butelek i leżakować przez mnimum 6 miesięcy.
Nalewka Porzeczkowa
Florentyny i Wandy
''Wsypać do butla pełno
ładnych, dojrzałych czerwonych porzeczek, wybrawszy je starannie i oczyściwszy
z ogonków. Potem zalać jak najlepszym spiryjusem i postawić na oknie na słońcu
przez tydzień, a potem na drugi tydzień w cieniu. Po upływietego czasu zlać nalewkę,
przecedzićprzez białą flanelkę i jeżeli za mocna rozprowadzić smażonym sokiem
porzeczkowymz cukrem a jeżeli za słaba, dolać trochę jak najlepszegorumu i
trochę odlanej i przegotowanej nalewki z cukrem do smaku.
Zaprawiając tak nalewki trzeba każdą surową nalewkę
pierwej w szerokiej misce rozmięszać i lać do całej ilości mięszając powoli, bo
inaczej prędko zastygając nie rozejdzie się i dobrze nie złączy.
Nalewka taka jeszcze jest lepszą, jeżeli sypiąc
porzeczki do słoja, przesypuje się je po trochę cukrem i tak zalewa spirytusem.
Uważać tylko aby nie sypać za dużo cukru, bo będzie za słodka. - Pociśnięte i
przecedzone porzeczki dadzą jeszcze bardzo dobrą nalewkę.''
Powyższy
przepis pochodzi z książki ''Doświadczone sekreta smażenia konfitur i soków
oraz robienia konserw, galaret, marmolad, lodów, wódek, likierów, nalewek,
ratafij Najrozmaitszych Konserw owocowych w Spirytusie i Occie, owoców
suszonych w cukrze i t.p. przez Florentynę i Wandę'' wydanej w 1880 roku we
Lwowie przez Florentynę Niewiarowską i Wandę Malecką.
0 komentarze:
Prześlij komentarz